Szczęśliwa Siódemka – tak właśnie nazywał się bieg w Komornikach.
Dystans 7, 777km start 10:30.
Gdyby siódemek było mało, to jeszcze miałam szczęśliwy numer 7 🙂
Od biura zawodów do startu szło się jakieś 15 minut.
Start był w lesie.
Zrobiliśmy rozgrzewkę, selfie i poszliśmy ustawić się na starcie 🙂
Zegarek mi w ogóle nie chciał złapać GPS’a.
Las i tłum ludzi robi swoje.
Ja się jednak nie przejmuje, bo zawsze biegnę „na czuja”.
Czułam, że nie jest to mój dzień, że nie będzie dobrze.
Wiem, że nie powinnam biegać, muszę odpuścić na jakiś czas.
Dopiero wtedy jest szansa, że moje zdrowie wróci do normy.
Ale jak odpuścić bieganie?
Biegam tylko na zaplanowanych i opłaconych startach.
Nie trenuje nic praktycznie od miesiąca.
Ciężko jest zrezygnować z pasji, która odgrywa istotną rolę w Twoim życiu.
..wracając do biegu..
Wystartowaliśmy! z małym poślizgiem, ale to nic 🙂
Na 'dzień dobry’ można było wbiec w błotnistą kałużę, także jak ktoś pechowo się ustawił na starcie to mógł nieźle zacząć 🙂
Droga prosta po lesie, trochę podbiegów i zbiegów.
Taki a’la mini mini Rzeźniczek 😀
Biegło się przyjemnie.
Jednak ja od samego początku zastanawiałam się 'co ja tutaj robię’.
Dramat zaczął się na 3km.
3 i 4km biłam się z myślami, żeby przejść do marszu.
Z jednej strony to niecałe 8km.
Jednak bolący żołądek nie chciał odpuścić.
(ogólnie mam problemy z bólem żołądka, nie tylko przy bieganiu)
Do tego słabe nogi. Słabe ciało.
Tylko myśli 'zatrzymaj się’, 'nie masz sił’, 'nie dasz rady’, 'jesteś słaba’
a moje drugie ja : 'dasz rade’, 'zostało już niewiele’, 'zaraz będzie półmetek’,
'tylko 20min i jesteś na mecie’, 'Madzia nie poddawaj się!’, 'Ty się nie poddajesz’,
'nie możesz tu przejść do marszu, bo jesteś pomiędzy polem, a lasem zanim dojdziesz do mety to minie dużo czasu’,
'taki ładny medal, żeby go zdobyć musisz przebiec cały dystans!’, 'Madzia jesteś twardzielką!’
i tak od słowa do słowa, od metra do metra, od startu do mety…
Po drodze stał straszy Pan z Panią, Pan dodał mi słowa otuchy „Jest Pani druga!”
Normalnie te słowa dodałyby mi energii, ale nie tym razem, ciągle te marszowe myśli były ze mną.
Garmin nie zadziałał, więc nawet nie wiedziałam ile km już za mną, a ile przede mną!
Wypatrywałam tabliczek z oznaczeniem kilometrów.
Słyszalam też Garminy biegaczy przede mną i za mną, zawsze przy pełnym km zegarek wydaje dźwięk 😀
Wtedy się domyślałam, który może być km 🙂
Trasa była dosyć przyjemna, trochę lasu, trochę drogi pomiędzy polami.
Zabezpieczenie trasy też było bd dobre.
Do tego wszystkiego pogoda dopisała!
Powiedziałabym nawet, że idealna pogoda dla biegacza!
Gdzieś po drodze wyprzedziła mnie Magda.
Cały czas sobie mówiłam, że jak mnie wyprzedzi jedna biegaczka, potem 2,3,4,5,6 to zatrzymam się i przejdę do marszu!
Ale walczyłam cały czas z moim słabszym „JA”.
Magdę udało się wyprzedzić ok 7km.
Cały czas się obawiałam, że biegnie tuż za mną.
Dlatego nie oglądając się za siebie mknęłam do przodu.
i w końcu wybiegamy z lasu!!
a to oznacza, ze już lada chwila będzie meta!
Tylko gdzie jest ta meta?!
Ubzdurałam sobie, że będzie na drodze, a ona była w innym miejscu!
No to zbieram wszystkie siły, które mam w sobie i biegnę walcząc o 2 miejsce.
Za zakrętem znowu prosta i już widzę metę jeszcze jeden zakręt w lewo, prosta, znowu w lewo i prosta do mety! Juuuuuuupi!
Wbiegłam z czasem 37m:21s jako 2 kobieta.
Udało się. Znowu się nie poddałam.
Osiągnęłam to o czym marzyłam. Chciałam stanąć na podium.
Wybiegałam to. Bez szału, ale się udało.
🙂
Organizacja super, trasa super, chętnie wrócę tu za rok!