Strong & Fit Women

Zwiedzam świat biegając!

Category: Marzenia (page 1 of 2)

Złoty półmaraton DFBG relacja z biegu

Złoty półmaraton to jeden z dystansów, które można pobiec w Lądku- Zdrój. Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich to czterodniowa impreza biegowa zlokalizowana jest w urokliwej miejscowości Lądek-Zdrój. Do wyboru jest aż osiem dystansów! 240km, 130km, 110km, 68km, 45km, 33km, 21km i 10km! Każdy biegacz znajdzie dystans dla siebie. DFBG to świetna impreza dla miłośników biegów górskich! 

Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich

Złoty półmaraton zamiast złotego maratonu

Pierwotnie byłam zapisana na maraton 45km. Jednak w życiu bywa tak, że są ważniejsze sprawy niż bieganie na których musiałam się skupić.  I zwyczajnie nie miałam głowy do ultra biegu. To jest jedna strona medalu. Druga sprawa to w zeszłym roku po przebiegnięciu maratonu na DFBG miałam strasznie zakwaszone nogi. Potrzebowałam dwa tygodnie na regenerację. Aktualnie jestem w trakcie przygotowań do maratonu w Berlinie i nie wskazane byłoby tyle czasu na regenerację po starcie w biegu górskim. Dlatego pod koniec czerwca napisałam @ do organizatorów z prośbą o zmianę dystansu.

Górski półmaraton

Na zawodach w górach biegłam dotychczas zaledwie dwa razy w zeszłym roku. Maraton w Lądku i Letni Bieg Wschodzącego Słońca na Babią Górę. Poza tym wybiegałam setki kilometrów na treningach. Jednak przez startem w Złotym Półmaratonie ostatni raz biegałam po górach w marcu. Więc znowu podeszłam bez przygotowania do biegu górskiego.

Nastawienie ma znaczenie

Na zawody nastawiłam się bardzo optymistycznie. Dystans nie robił na mnie wrażenia, ponieważ wcześniej przygotowywałam się do wiosennego startu GWiNT 55km i praktycznie co weekend od kilku miesięcy robiłam długie wybiegania, średnio po 25km. 🙂 Biegać po górach uwielbiam, podbiegi są moją mocną stroną, więc jedyną kwestią było przekonanie się do zbiegów.  Tak też zrobiłam. Myślałam, że uda mi się poćwiczyć wcześniej zbiegi, jednak nie było ku temu zbyt wiele okazji.

Start godzina 11

Start złotego półmaratonu był o godzinie 11. W piątek zapomniałam kupić wcześniej bułek i oczywiście wieczorem w sklepie już nie było. Więc zabrałam płatki owsiane, dżem i banany na śniadanie przed startem. Miało być około 18 stopni C, więc postawiłam na krótkie spodenki i koszulkę, asekuracyjnie miałam jeszcze rękawki na start, ale nie były potrzebne. Do kamizelki biegowej zabrałam bukłak z wodą, batona i dextro. Z wyposażenia obowiązkowego folię termiczną, telefon, dowód osobisty, kubeczek na napoje wielorazowego użytku. Jeżeli chodzi o obuwie to postawiłam na sprawdzone Merrellki, model Antora 2.

Jeśli zmierzasz na szczyt, nie narzekaj, że masz pod górkę

Ja nigdy w życiu bym nie narzekała, ponieważ uwielbiam podbiegi, które są zdecydowanie moją mocną stroną. Przed startem zapytałam się jednego z biegaczy jak biegniemy początek, żeby mniej więcej być zorientowanym, ponieważ nie pamiętałam dokładnie początku biegu z zeszłego roku. Dopiero moment od biegu w las zapamiętałam. Także na początku był mały podbieg, kilka zakrętów i schodów. Później trochę większy podbieg na którym tak strasznie zaczęło mnie boleć gardło i męczyłam się z tym połowę dystansu! Do tego pojawił się katar. Myślę, że wzięłam zbyt głęboki oddech na tym podbiegu i taka była reakcja mojego organizmu. Wtedy mi się też przypomniało, że w zeszłym roku podczas maratonu zakręciło mi się w głowie i zrobiło słabo w  tym miejscu. Pamiętam, że kilka kilometrów miałam niepewnych, nie wiedziałam czy padnę, czy przejdzie lada moment i  przebiegnę szczęśliwe 45km (oczywiście przebiegłam 😉 ). Tym bardziej, że te przygody to gdzieś z 3km biegu! Ale co zrobić tabletki na ból gardła ze sobą nie zabrałam. 😉 Zatem biegniemy dalej!

Historia lubi się powtarzać… 

Tak samo jak w zeszłym roku na maratonie, tak i w tym roku na półmaratonie wielokrotnie mijałam się z tymi samymi biegaczami. Jak to możliwe? Odpowiedź jest banalnie prosta, ja mijam biegaczy na podbiegach, oni mnie na zbiegach i tak się wymieniamy. 🙂 Gdzieś po drodze jedna z biegaczek powiedziała, że dalsza część to będą głównie zbiegi. Dla mnie gorzej! Ale postanowiłam przed zawodami, że zbiegi nie utrudnią mi tego biegu i będę zbiegać. Jak postanowiłam, tak zrobiłam, ostrożnie i z rozwagą, ale zbiegałam. Nie zakwaszając nóg tak jak w zeszłym roku.

Gdzieś na trasie.. 

Kilometry mijały dosyć szybko. Pierwsza część trasy miała faktycznie więcej podbiegów. Starałam się nie patrzeć na innych biegaczy na podbiegach i nie iść, tylko podbiegać. W zeszłym roku na maratonie trochę mnie to zmyliło, ponieważ myślałam, że biegacze idą, bo oszczędzają siły na dalsze kilometry i znają profil trasy. Dla mnie wtedy to było złudne, ponieważ ja miałam siły podbiegać, a bałam się zbiegać i nie mogłam nadrobić straconego czasu z podbiegów. Mądrzejsza o doświadczenia z zeszłego roku biegłam po swojemu. Chociaż wiem, że mogłam dać na trasie więcej od siebie, ale jakoś nie zależało mi na super hiper wyniku. Od tego startu oczekiwałam wyłącznie odstresowania się, relaksu, odcięcia od życia codziennego i dobrej zabawy. Mam nadzieję, że to niezbyt wiele, ale start udany w 100% w każdym aspekcie!

10km do mety

Druga część trasy to faktycznie głównie zbiegi. Dla mnie duży kop motywacyjny, ponieważ zawzięłam się i powiedziałam  sobie, trenuj zbiegi, wrzuć na luz i przyśpiesz! Tak zrobiłam i powiem Wam, że niektóre zbiegi mnie nieźle zmęczyły i cieszyłam się, że jest podbieg i mogę spokojnie go podbiec i odpocząć. 😀 Na ostatnich 5km biegu czułam się jakbym biegła maraton na 3h:15′ 🙂 Było dużo z górki lub płaska trasa, więc biegłam tempem nawet około 4:30min/km. Nie zabrakło drobnych podbiegów, więc to tempo ostatecznie było trochę wolniejsze, ale dodam Wam poniżej jak wyglądały poszczególne kilometry całego dystansu to zobaczycie jak rozłożyły się siły. Jak pomimo walki na podbiegach i tak są wolne kilometry, a jak można nadrobić na zbiegach. Oczywiście ja zbyt wiele na zbiegach nie nadrobiłam, cały czas się ich uczę. Ale obiecuję Wam, a głównie sobie, gdy nauczę się zbiegać i będę mieć czas na treningi w górach to na biegach górskich będę na początku stawki kobiet. 😀

Dla porównania podczas ubiegłorocznego złotego maratonu 21km zrobiłam w 2h:53m:24s w tym roku półmaraton przebiegłam w 2h:18m:59s zobaczcie ile straciłam w zeszłym roku na podbiegach.. Mi się wtedy „płakać chciało” jak widziałam jak biegacze pięknie zbiegają, a ja się panicznie boję! Wiedziałam, że na całym dystansie nie stracę minut biegu na zbiegach, a  to będą godziny! Także godzinę, 1,5 mogłam wtedy stracić…

Pokonaj strach i biegnij 

Podczas tego półmaratonu odrobiłam bardzo dobrze dobrą lekcję. Tak jak już wcześniej pisałam, nastawiłam się na zawody bardzo optymistycznie. Powiedziałam sobie, że nie będę bać się zbiegać. Nie pozwolę, aby sparaliżował mnie strach. W zeszłym roku na maratonie tak panicznie bałam się zbiegać, nigdy w życiu nie doświadczyłam takiej paniki, strachu i lęku jak podczas tamtego startu. ( Z podbiegów, Ci z Was którzy znają historię z półmaratonu w Grodzisku wiedzą że tam przeszłam traumę przez kurtyny wodne. 😉 )Tego nawet nie da się opisać, ja wtedy bałam się nawet schodzić na niektórych zbiegach, tak przeraźliwie się ich bałam… Ta historia nie mogła się powtórzyć w tym roku, więc na stromych i kamienistych (mam na myśli tutaj te zbiegi z tymi dużymi kamieniami, ja nie wiem jak Wy po nich zbiegacie, pełen podziw!) z rozwagą i rozsądkiem zbiegałam wolniej, a gdzie mogłam się rozpędzić rozpędzałam się. Nawet na jednym zbiegu minął mnie biegacz i tak luźno zbiegał popatrzyłam na niego i powiedziałam sobie przecież też tak mogę! Rozluźniłam ciało, przyspieszyłam i zbiegałam jeszcze szybciej! Od tego momentu starałam się każdy zbieg zbiec jeszcze szybciej niż dotychczas. Zbiegi to niestety moja pięta Achillesa. Jednak muszę Wam powiedzieć, że finalnie jestem z siebie nawet trochę dumna. Pokonałam strach i lęk, zbiegałam, obrałam dobrą taktykę, nie zmęczyłam się i dobiegłam do mety w 2h:18m.

Dobra taktyka czyni mistrza

Dobra taktyka w biegach górskich to połowa sukcesu. Na treningach można dawać z siebie wszystko, szczególnie na podbiegach. Na zawodach trzeba przekalkulować czy opłaca się podbiegać, czy podchodzić. Na dłuższym dystansie lepiej czasami oszczędzać siły. Każdy zna swój organizm i jego moc, więc jest to bardzo indywidualne podejście. Jednak dobrze obrana taktyka na bieg pozwoli pokonać dystans lżejszą nogą i może w efekcie szybszym czasem na mecie.

Złoty półmaraton w liczbach

Linię mety przekroczyłam po 2h:18m:59s od startu 

Miejsce open 160/ 900

Miejsce open kobiet 27/ 401

Miejsce w K-20 8/43

Tempo biegu 6:37min/km

Czas na 10,3km – 1h:19m:47s 

Druga część dystansu – 49m:31s 

Podsumowanie DFBG 2022

To była świetna impreza, bardzo dobry treningowy bieg, dobra biegowa lekcja, jestem zadowolona z tego startu!

 

Bieg wschodzącego Słońca na Babią Górę

Bieg Wschodzącego Słońca na Babią Górę to bieg dla każdego, kto lubi góry. Pobiegniesz raz i będziesz chciał/-a wrócić tutaj za rok. Trasa łatwa nie jest, ale zapisując się na zawody wiesz, że to trasa cały czas pod górę, na Babią Górę. Na górze warunki atmosferyczne potrafią być trudne.

Letni Bieg Wschodzącego Słońca

Z asfaltu w góry…

Pamiętam jak kiedyś widziałam, że znajomi biorą udział w tym biegu. Pomyślałam – fajna sprawa! Jednak daleko, więc pewnie nigdy tam nie dojadę. Życie potrafi zaskakiwać. Cieszę się, że mnie obserwujecie i czytacie mojego bloga. Może nie wiecie, ale ja obserwuje również Was. I tak obserwując poczynania grupy biegaczy w Beskidach stwierdziłam, że kiedyś przyjadę na trening. Nie myślałam, że stanie się to tak szybko! 😉 Od słowa do słowa tydzień temu i mówię – przyjeżdżam i zapiszę się na te zawody! Ahoj przygodo! 😀
Wyjazd w piątek o 22 z Berlina, w Katowicach byłam około 5 i o 5:30 pojechaliśmy do Bielsko-Białej pobiegać. 27km po górach minęło tak szybko, że chciałoby się jeszcze pobiegać. 😀 Będąc na endorfinowym haju, uśmiech nie schodził mi z twarzy. Szczerze dawno nie miałam tak ogromnego banana na twarzy, a podbiegi i zbiegi pokonywałam śmiejąc się. Potrenowałam zbiegi, uda trochę dostały, jednak muszę włożyć dużo pracy, żeby je wzmocnić. Trasa naszego treningu miała kilka punktów widokowych między innymi dwa razy byliśmy na Klimczoku.

Bieg na Babią Górę

Hallo! Pobudka! Ok, raczej nie spałam, po treningu tylko z godzinę popołudniu i później już nie mogłam zasnąć. Na zawody wyjechaliśmy o 24:30, na miejscu byliśmy o 3:10. Poszliśmy odebrać pakiety startowe i wróciliśmy do auta. Chwila odpoczynku i czas szykować się do startu. Wyposażenie obowiązkowe czołówka, kurtka wiatroodporna, czapka lub opaska na głowę, naładowany i włączony telefon komórkowy.
Przygotowani do startu zrobiliśmy krótką rozgrzewkę i już zmierzamy w kierunku startu, aż spiker przez mikrofon mówi, że przed wejściem do strefy startu sprawdzane jest wyposażenie obowiązkowe wymieniając dowód osobisty! Nie mamy dowodów! Nie było w regulaminie, że trzeba mieć! Do startu 8 minut, więc ile sił w nogach pobiegliśmy do samochodu po dowody. Trasa do samochodu zawierała też podbieg, także takie szybkie zerwanie z dodatkowym podbiegiem nie wiem czy było takie dobre, a może w sumie pomogło podczas biegu? 😀 Kto wie, kto wie! Jak wróciliśmy się na start okazało się, że jednak dowody nie są potrzebne.. No cóż, trudno!

Start 4:30

Wystartowaliśmy o 4:30, pierwsze nie wiem ile 300-500m? Można było podbiec, później zaczął się hardcore. Pod górę, pod górę! Mając świadomość, że to jest tylko 4,5km nie miałam nic do stracenia. Cel na te zawody to była dobra zabawa i dobry trening. Postanowiłam, że cisnę do przodu, żeby potrenować nogi, niech ten weekend doda im mocy po powrocie na asfalt. Było bardzo stromo, nawet przydałyby się kijki, także ile sił w nogach wspinałam się do góry. To nie był bieg, to była wspinaczka górska. Czołówka oświetlała trasę, odważnie pokonywałam wszystkie wystające korzenie i kamienie. 😀 Czułam jak palą mi się łydki, ale nie zwracałam na to uwagi, do przodu Magda, dajesz do góry, najlepiej jak potrafisz!
W połowie dystansu na trasie mieliśmy do pokonania ścieżkę z kamieni i płynącym po nich strumieniem. Ajj ale lodowata woda! Okazało się, że moje buty nie są wodoodporne, więc przy przejściu przez ścieżkę z szerszym strumieniem w poprzek zaserwowałam sobie lodowatą wodę w bucie i mokre skarpetki. Jednak nie zwracałam na to uwagi, stwierdziłam, że dziś mnie nic nie zatrzyma. Idę po swoje! Walczę ze swoimi małymi górskimi słabościami. Musze wyciągnąć z tego weekendu jak najwięcej, pokonać słabości i wrócić silniejsza.

Motywacja i samozaparcie

Mniej więcej w połowie dystansu zauważyłam przede mną dziewczynę, która na starcie odbiegła przede mną. Po cichu zaplanowałam sobie, że cisnę do przodu ile tylko mam sił, ale jednocześnie bez przesady 😀 może uda mi się ją wyprzedzić. Mam tę moc! 😉 Nie chciałam się przeforsować, ale pewna siebie pokonywałam kolejne metry do góry. Byłam coraz bliżej zawodniczki przede mną. Po drodze musiałam przeprosić kilku Panów, żeby mnie przepuścili. Jeden sam się obrócił i powiedział, żebym szła do góry, bo on o nic tutaj nie walczy, a ja mam szansę na podium, bo jestem 4! Także już bardziej świadoma faktu, że jednak jest wysoce prawdopodobne, że mogę stanąć na podium open kobiet wspinałam się do góry. Gdy była taka możliwość podbiegałam i znowu przechodziłam do szybkiego marszu pod górę. Udało się! Udało się wyprzedzić zawodniczkę przede mną! Do mety został jakiś kilometr. Nie wiedziałam do końca, czy dziewczyna odnajdzie w sobie moc i będzie próbowała mnie wyprzedzić, czy jednak nie będzie mieć tyle siły na końcówce biegu.
Wspinaczkę na Babią Górę przeplatałam biegiem, w międzyczasie obróciłam się trzy razy, żeby sprawdzić, czy jest szansa, że ta zawodniczka mnie wyprzedzi. Jednak wypracowałam na tyle bezpieczną odległość, że było to mało prawdopodobne. Nie mogłam mieć też 100% pewności, ponieważ ja przyjechałam z nizin, a przypuszczam, że większość zawodników była z okolicy i biega po górach. Także mają tę moc! Ostatnie 700m pod górę mijało na biegu i wspinaczce, a ja trenowałam samozaparcie i budowanie woli walki. Widoki rekompensowały cały trud włożony w bieg.
Do szczytu zostało może około 400m i zaczął już wiać silny wiatr. Ajj ciężko było biec pod górę i walczyć z tym wiatrem, ale to już końcówka, więc starałam się nie zwracać na to uwagi. W ogóle ciekawy patent obrałam na to górskie bieganie, że nie zwracam uwagi na rzeczy, które są poza strefą mojego komfortu. Traktuję je jak powietrze, jakby ich nie było.. Wiecie, że to działa? 🙂

Meta na Babiej Górze 

Na szczyt cisnęłam od startu do mety, naprawdę samozaparcia mi podczas tego biegu nie brakowało. Podeszłam do niego bardzo luźno, jako bieganie rekreacyjne i super przygodę! Na szczycie przejście przez matę żeby odbić chip, odebranie medalu i szybko założenie kurtki i opaski! Jak tam wiało! Prawie głowy urywało! Serio! Szybkie zdjęcia i zbiegamy jak najszybciej na dół! Trasa na dół była zabawna. Tak naładowałam się endorfinami, że się co chwile śmiałam. ;)) Drogę w dół pokonaliśmy marszo-biegiem, już momentami nie miałam ochoty zbiegać, serio. 😀 Ale chyba całą drogę w dół przegadałam. 😀

Bieg wschodzącego Słońca podsumowanie

Bieg na Babią Górę
Dystans 4,5km
Przewyższenia +840m
Czas 56:07
Miejsce open 33/93
Open kobiet 3/31
Kategoria wiekowa K1  2/11 

Podsumowanie weekendu

Sobotni trening 27,27km
Rozgrzewka 1,43km
Bieg na Babią Górę 4,5km
Zbieg z Babiej Góry 5,24km
Razem około 38,5km
To był naprawdę super weekend! Pierwszy raz byłam w Beskidach i bardzo mi się podobało! Chcę tu wrócić i wrócę na pewno nie raz! Super też pod tym faktem, że blisko do Krakowa, Zakopanego oraz w inne ciekawe miejsca do biegania. Także wyjazdy treningowo- biegowe mogę połączyć z odwiedzeniem znajomych. Kiedyś myślałam, że na śląsk mi bardzo nie po drodze, ale w sumie z Berlina droga jest spoko. 😀 A jak do małopolski żabki skok, to w ogóle mega sprawa!
Kończąc ten wpis lekko z humorem.. przejechałam 648km żeby pobiec 4,5km na Babią Górę. 😉

GWiNT Ultra Cross – mój mini debiut

GWiNT Ultra Cross

odbył się w tym roku po raz szósty na dystansie 100mil (165km), 110km i 55km. Trasa biegu przebiegała przez trzy powiaty grodziski, wolsztyński i nowotomyski. Mini GWiNT Wolsztyn – Nowy Tomyśl.

Dlaczego zdecydowałam się na start w ultra i jaki dystans wybrałam?

Ja tylko chciałam, żeby meta nie była zbyt blisko. Mój niedosyt po maratońskich startach i mecie, która do tej pory była zbyt blisko spowodował, że chciałam pobiec dalej. Słyszałam sporo opinii o biegu GWiNT Ultra Cross i stwierdziłam, że start w tym biegu na dystansie 55km będzie dobrym rozwiązaniem na początek przygody z ultra. Czekałam z niecierpliwością, aż ruszą zapisy i szybciutko się zapisałam. Później już nie było odwrotu, trzeba było się przygotować i pobiec!

Mój niezbędnik na bieg

Mój niezbędnik na bieg

Czego oczekiwałam od startu w tym biegu?

Chciałam, żeby mnie ten dystans przeczołgał dosłownie i w przenośni, żebym była zmęczona, odczuła wysiłek i nie miała siły na więcej.

Jak wyglądał mój biegowy debiut?

Do Nowego Tomyśla przyjechaliśmy około 9:30. Poszłam odebrać pakiet startowy i udałam się do szatni, żeby przygotować się do biegu. Było jeszcze trochę czasu, więc oddałam rzeczy do depozytu i czekałam, aż ten czas minie.. ale wyjątkowo wolno leciał! Niecierpliwiąc się ok. 10:30 wyszłam na zewnątrz, stanęłam w Słoneczku i czekałam, aż będziemy wsiadać do autobusów, które zawiozą nas na start. Jadąc autobusem zastanawiałam się jak ugryzę ultra temat i odczułam po raz pierwszy tego dnia zmęczenie i spadek mocy. Dojechaliśmy na parking i udaliśmy się w kierunku startu, trzeba było trochę przyspieszyć i wyprzedzić większość osób, żeby zdążyć jeszcze do toalety. : D Bez tego ani rusz! Na szczęście kolejka była mała, więc raz, raz i idę na start. : D Zostało jakieś 10 minut. Zrobiłam zdjęcie, zawiązałam dobrze buty, złapałam GPS w zegarku i ustawiłam się na linii startu..

Pakiet startowy mini GWiNT Ultra Cross

START godz. 12:00

Tadam! Ruszyliśmy. Ustawiłam się bardziej z przodu, żeby móc swobodnie biec i nie kotłować w kolejce. Na pierwszych kilometrach miała być dosyć wąska ścieżka. Bieg zaczęłam z hamulcem, chociaż hamował zbyt słabo. Plan był na jeszcze wolniejszy początek, ale to nic. Postanowiłam złapać rytm i mknąć do mety. Jeszcze przed biegiem usłyszałam, że od 10km do bodajże 25km mają być podbiegi i będzie to najcięższy odcinek trasy. Pierwsze 10km minęło bardzo dobrze, trasa była fajna i dobrze się biegło. Jakie było moje zdziwienie jak dokładnie na 10km zobaczyłam pierwszą górkę, sporą górkę! Już wtedy wiedziałam, że łatwo nie będzie. Chociaż w tym roku po górach sporo kilometrów wybiegałam. Jednak wolę biegać w górach, niż po leśnych pagórkach. Na te leśne trasy jestem zbyt miętka. 😉 I tak sobie pomyślałam, na co ja się zapisałam! Jak przebiegnę te 55km?

5 minut do startu

Odliczałam od górki do górki. Pod górkę i z górki i tak przez około 10km. W sumie te górki nie były takie złe. Jednak boję się szybciej zbiegać, więc trochę na tym traciłam. Z kolei na niektóre górki lepiej było podejść, żeby łydek tak nie zmęczyć, a że woooolno chodzę to znowu byłam w plecy z czasem. No cóż mam takie swoje fobie, z którymi staram się walczyć, ale potrzeba czasu. Od czegoś są te ultra biegi, prawda?

Pierwszy punkt odżywczy zlokalizowany był na ok. 15km. Przybiłam piątkę mocy i pobiegłam dalej. Miło było usłyszeć kibiców i informację jesteś druga i  masz 4 minuty straty. Z uśmiechem i naładowana pozytywną energią pobiegłam dalej.

Pierwsze kilometry minęły dosyć szybko, ale było mi strasznie gorąco. Ścieżki wzdłuż pola i przebijające się Słońce, dawało taki efekt, że zamarzyłam o wbiegnięciu na metę i wypiciu 0,5l wody mineralnej duszkiem. 😉 Ale do zrealizowania tego marzenia była jeszcze długa droga..

Trasa biegu GWiNT Ultra Cross

Samotne kilometry mijały wolno. Zbyt wolno. Zazwyczaj łykam biegi za jednym razem i nawet nie zdążę się obrócić, a już jest meta. Tym razem tak nie było. Już po 20 którymś kilometrze zaczęłam odczuwać zmęczenie. To ewidentnie nie był mój dzień, dziwne uczucie zmęczenia towarzyszyło mi od początku biegu i zaczęło być jeszcze bardziej odczuwalne. Gdzie się podziała ta magiczna moc? Chyba została gdzieś w lesie, a może w moim kochanym Lasku Marcelińskim i na GWiNTa ze mną nie pojechała. No cóż, życie. : D

Na 29km minęła mnie Madzia, moja towarzyszka z autokaru. Więc już z nie byłam druga, a trzecia. Nie trwało to długo, bo na 31km minęła mnie kolejna Pani miło z jej strony, że zapytała się jak się trzymam. 😉 Dawałam radę, ale mocy to ja już nie miałam. : D Do mety za to były jeszcze 24km!

Gdzieś na trasie 😉

Trasa biegła różnymi ścieżkami, zwykłą leśną drogą, drużką wzdłuż pola, trochę miękkich piasków, przez jagody i konwalie, między drzewami w lesie, gdzie ścieżkę wybiegali biegacze, przez paprocie i chaszcze, dwa mostki z bajorkiem, trochę błotka, utwardzona i kamienista droga, trochę asfaltu. Górki też były różne, głównie z piaskiem, jak zobaczyłam pierwszy piaskowy zbieg – miałam chwilę dezorientacji jak to ugryźć. : D

Trasa biegu

Na 38km zatrzymałam się w punkcie odżywczym. Zjadłam pomarańczo, wpiłam trochę wody i opłukałam wodą ręce. Zabrałam jeszcze 2 ćwiartki pomarańczy na drogę i pobiegłam dalej.

Kiedy zaczyna się ultra bieg

Tadam! 42km i maraton w 4:19. Jak na trasę z ok. 10km górkami uważam, że czas maratoński całkiem spoko : D Teraz zaczynam dotąd nieznane mi kilometry. Niby tylko 13km i meta, ale chyba najcięższa trzynastka w moim życiu. Nie wiem skąd miałam brać siły na bieg jak ich zwyczajnie nie miałam? No nie miałam siły. Od samego początku czułam, że jadę na oparach mocy, ale teraz to już chyba rezerwa się załączyła. Naprawdę było mi wszystko jedno. Ciężkie to były kilometry. Po drodze mijałam się z tymi samymi biegaczami. Tak się mijaliśmy przez kilkanaście kilometrów całej trasy, jak ja zdobyłam więcej mocy byłam przed nimi, jak oni mieli więcej mocy, byli przede mną i tak to się w kółko kręciło. Gdzieś około ostatniej dyszki poznałam Pana Piotra, który mnie motywował. Za nic nie kazał się poddawać. 😉 Starałam się jak mogłam, ale ciężko było, oj ciężko.

Długa ta trasa była, nic mi czas nie uciekał. Naprawdę nie przepadam za bieganiem po takim terenie. Wolę już konkretne góry, tam mam więcej motywacji. Na takich ścieżkach nigdy nie lubiłam biegać.  No, ale wyjścia nie było i trzeba było jakoś ugryźć ten bieg.

10km do mety

Ostatnie kilometry biegły wąską ścieżką pomiędzy drzewami. Myślałam, że będzie tutaj już bardziej płasko, ale nie ma takiej opcji, trzeba było pomęczyć jeszcze trochę nogi. I tak 3km przed metą minęła mnie biegaczka, więc spadłam na piątą pozycję, ale było mi wszystko jedno. (Chyba ten wpis, będzie najbardziej demotywującym wpisem w moim życiu, ale to przez tą trasę, naprawdę nudzi mi się w takim terenie, a motywacji nie przybywa. :D) Zastanowiłam się, czy zdołam ją dogonić, ale widać było, że ma jeszcze moc w nogach, więc raczej nie dałabym rady. Generalnie cieszę się, że dziewczyny mnie wyprzedziły, bo należały im się te miejsca, ja byłam takim żółtodziobem na tym biegu.

Próbowałam się trochę podnieść na duchu i tłumaczyłam sobie, ze to już ostatnie kilometry, dasz radę Magdaleno. Wypatrywałam tylko taśm z przodu, żeby czasami na sam koniec źle nie pobiec. Po wybiegnięciu z lasu biegło się wąską ścieżką wzdłuż ogrodzenia i domów, później uliczkami między domami i w końcu dobiegłam gdzieś bardziej do centrum miasta. Czułam metę w powietrzu, ale nie wiedziałam gdzie dokładnie jest. Pewien Pan jadący na rowerze w moją stronę zapytał się, czy znam trasę do mety. Powiedziałam, że nie. Więc powiedział, że mnie poprowadzi i mam biec za nim. Ostatnie metry biegłam chodnikiem i Pan mnie informował, że np. teraz skręcamy w lewo i zaraz po pasach na prawo. Aż w końcu ujrzałam metę i na przekór wszystkiemu moc jeszcze była, bo mój standardowy finisz w postaci sprintu do mety zaliczyłam. 😉

Pełne skupienie, żeby nie spaść do bajorka. Fot. Forest-Camp

Atmosfera podczas biegu i całych zawodów bardzo sympatyczna. Fajnie było. Biegaczom humory dopisywały, więc było zabawnie. 😉 Jednak mimo wszystko było dużo samotnych kilometrów.

META: 55 km – 5h:54m:35s
śr. tempo 6:27 min/km
5 miejsce wśród kobiet na 82 zawodniczki
2 miejsce w K20 (miejsca się nie dublują przy nagrodach, więc zajęłam 1 miejsce w kategorii) na 12 zawodniczek
60 miejsce na 305 zawodników

1 miejsce w K20

Plan był utrzymać tempo 6:00 min/km do max 6:30min/km, a jakby nogi dobrze podawały to 5:45-50. Niestety to nie wyszło. Pierwszy raz nie mogłam złapać rytmu biegu, najprawdopodobniej wybiły mnie z rytmu górki i podłoże po którym nie przepadam biegać. Do tego odczucie, że to nie jest mój dzień. Nie tak to miało wyglądać.. No trudno. Wynik i tak jest lepszy niż planowałam i zdobyłam nowe biegowe doświadczenie z czego się bardzo cieszę.

Odpoczęłam dłuższą chwilę na mecie, energia wróciła i przeszła mi przez głowę myśl, mogłabym biec dalej. : D

Dlaczego nie zostałam Ultraską?

Jak zaczynałam biegać to biegami ultra były głównie biegi na dystansie od 100km. O krótszych nie słyszałam (albo było ich mało). Zachowując szacunek i uznanie dla prawdziwych Ultramaratończyków nie uważam się za Ultraskę. Bieg ultra kojarzy mi się z ekstremalnym wysiłkiem, wytrzymałością, determinacją, samozaparciem i osiągnięciem indywidualnego sukcesu. Biegaczy, którzy biegają prawdziwe ULTRA podziwiam, jesteście niesamowici!

Mini GWiNT stanowi dla mnie przetarcie przed ultra biegiem, jest to bieg tylko 13km dłuższy od maratonu. Tegoroczna trasa podobno była najtrudniejsza. Uważam, że udało mi się ją pokonać, jak na debiut w całkiem dobrym czasie. Planowałam ukończyć bieg w 6-7h, a o 5 z przodu nawet nie marzyłam. Po raz kolejny nieświadomie udowodniłam sobie, że potrafię osiągnąć wynik, który nawet nie przemknął mi przez myśl.

W nogach 55km biegu

Mówicie, że w przyszłym roku będzie jeszcze lepiej.

Ale przyszłego roku nie będzie. Stwierdziłam, że do ultra muszę dojrzeć i na pewno będę chciała przed trzydziestką (30ste urodziny) ponownie zmierzyć się z dłuższym dystansem. Jednak wolałabym pobiec taki bieg jesienią, ponieważ wiosną bieganie takich dystansy nie jest dla mnie. Zimą na tyle się nie rozbiegam, żeby w 100% być przygotowaną. Do tego często łapią mnie przeziębienia, które uniemożliwiają treningi. Będę oscylować w bieg 60-70km i raczej górski. Wstępnie planuje podejście numer 2 za dwa lata.

Na trasę biegu GWiNT Ultra Cross na pewno jeszcze wrócę, ponieważ mam z nią porachunki do wyrównania. Raz na własne życzenie dałam się jej przeczołgać, ale drugiego razu nie będzie. 😉 Wstępnie będzie to w roku 2024, żeby też jeszcze przed trzydziestką zdążyć. 😀

Podsumowanie biegu

Teraz wracam do mojego kochanego dystansu – maraton. Najpiękniej! 

 

Jak się przygotować do pobrania krwi? [dieta, trening, sen]

Podjąłeś w końcu decyzję – idę jutro rano zrobić badania! Super – gratuluję – jednak czy pomyślałeś, że do badań należy się przygotować? Nie bój się, nie jest to nic trudnego. Przedstawię Ci w kilku punktach, co możesz zrobić, żeby dobrze przygotować się do przeprowadzenia badań. Odpowiednie przygotowanie zapewni otrzymanie miarodajnych wyników.

Pobranie krwi wykonaj w godzinach porannych = 7:00 – 10:00. 

Jeżeli przyjmujesz leki musisz uzgodnić z lekarzem czas zażycia leków w dniu badania.

DIETA

Nie zmieniaj diety przed wykonywaniem badań, jedz to co jadłeś. Nie zaleca się wykonywania badań w przypadku głodówek oraz obfitych posiłków.

Badania wykonaj na czczo. Dzień wcześniej zjedz ostatni posiłek do godz. 18:00. Postaraj się zachować odstęp pomiędzy badaniami, a ostatnim posiłkiem min. 12h.  

Pamiętaj, żeby przed badaniami (od rana)  pić tylko czystą wodę (zalecana niewielka ilość), nie pij kawy, ani herbaty.

SEN

Na badania przyjdź wyspany – wypoczęty.

TRENING

W dniu poprzedzającym badania unikaj intensywnego wysiłku fizycznego, jeżeli musisz koniecznie zrobić trening – wykonaj lżejszy trening. Zaleca się zachowanie odstępu pomiędzy badaniami, a treningiem min. 12h. Spróbuj zmodyfikować plan treningowy tak, aby dzień przed badaniami stanowił regenerację.

Przed pobraniem krwi zaleca się chwilę odpoczynku – dosłownie kwadrans – w spokojnej pozycji siedzącej. Więc jak się będziesz spieszyć – nie biegnij na badania i przed pobraniem krwi usiądź na kilka minut. 😉

Kilka wskazówek spersonalizowanych pod badania:

ŻELAZO – Gdy wykonuję badania żelaza, staram się kilka dni wcześniej nie zażywać preparatu zawierającego żelazo, a w dniu poprzedzającym badanie staram się nie jeść produktów bogatych w żelazo. Dlatego, że nie chcę żeby wynik wyszedł zawyżony – oszukany.  😉 Tak samo w przypadku brania witamin i minerałów kilka dni przed badaniami nie biorę suplementów.

CHOLESTEROL (cholesterol HDL, cholesterol LDL, trójglicerydy)  – Kilka dni przed badaniem zalecane jest trzymanie diety, unikanie tłuszczu, alkoholu i palenia papierosów, a także spożywanie witaminy C, unikanie stresu i zwiększonego wysiłku.

GLUKOZA – Przed badaniem zaleca się nie żuć gumy, nie palić papierosów, nie pić soków owocowych, słodzonych napoi i kawy. Zjedzenie niewielkiego posiłku przed badaniem może wpłynąć na wzrost stężenia glukozy we krwi.

> Są i takie badania, które można wykonywać przez cały dzień i nie wpływa na nie np. zjedzenie posiłku. W tym celu skontaktuj się z pracownikiem punktu pobrań.

Nie wykonuj badania:

  • w czasie miesiączki
  • po intensywnym wysiłku fizycznym
  • po wypiciu alkoholu

Polecam kupienie badań przez stronę swisslab.pl Można sporo zaoszczędzić. Na stronie są przygotowane specjalne pakiety dla sportowców: Pakiet Sport A, Pakiet Sport B, Pakiet Sport C, Pakiet Badań Healthy Woman, Pakiet Badań Healthy Man i specjalny pakiet badań zanim rozpoczniesz dietę. 😉
Na stronie sprawdzisz najbliższą placówkę <SPRAWDŹ TUTAJ>

Mam specjalny rabat dla moich czytelników – 10% na www.swisslab.pl
Zamów badania online i oszczędzaj $$ 😉

Szwecja w jeden dzień.

W końcu się doczekaliśmy!
Nadszedł dzień wyjazdu do Gdyni, z Gdyni do Karlskrony, rowerowy trening i powrót. 🙂

Z Poznania wyjechaliśmy pociągiem o 7:36.

DSC_0002
Continue reading

Older posts

© 2024 Strong & Fit Women

Theme by Anders NorenUp ↑