W niedzielę wzięliśmy udział w II Puszczykowskim biegu po Ciacho.
Lubię biegać w Puszczykowie, trasa jest po lesie i do łatwych nie należy.
Jednak atmosfera biegu i całych zawodów jest przyjazna.
Nie spieszyliśmy się za bardzo z wyjazdem na zawody.
Numery startowe odebraliśmy jakieś 25 min przed startem.
Szybko się przebraliśmy, założyliśmy numerki i poszliśmy się rozgrzać.
Było strasznie zimno! Także trzeba było zrobić kilka żwawych przebieżek, żeby nie wychłodzić organizmu.
Wystartowaliśmy o 12.
Trasę znałam już z wcześniejszych biegów także wiedziałam co mnie czeka.
Kompletnie nie wiedziałam czego spodziewać się podczas biegu, na jakie tempo stać mnie obecnie, czy znowu nie odezwie się żołądek lub inne problemy zdrowotne.
Nastawiona byłam bardzo pozytywnie. Wygrywałam głową, a to 89% sukcesu.
Ostatnio mało biegałam, treningi miały dystans 5-6km, więc wiele oczekiwać nie mogłam.
Czułam, że forma spadła i nie mogłam utrzymać średniego tempa 4:30min/km.
Kiedyś przychodziło mi to bez trudu jednak nie teraz.
Do tzw. biegnięcia „na maxa” dużo brakowało. Biegłam swobodnie z wyczuciem swojego organizmu.
Biegło mi się super, w głębi duszy bardzo się cieszyłam z biegania!
Sam fakt, że biegam jest dla mnie strasznie szczęśliwy. 🙂
Tak mijały powoli metry i kilometry.
Na około 3,3km w końcu pojawiły się jakieś znajome twarze.
Zgubiłam też opaskę, którą ściągnęłam, ponieważ było mi za gorąco.
Dzięki Przemek za odnalezienie jej! 😉
Pierwsze kółko minęło sprawnie i zaczęło się drugie.
Wiedziałam, że szału nie ma, ale moje wnętrze i głowa ogromnie się cieszyło, że biegnę.
Chciało już wpaść na metę całe szczęśliwe i uradowane.
To nieprawdopodobne jak kocham bieganie!:)
Minęły mnie dwie biegaczki, w sumie ze starszej kategorii . Pomyślałam sobie jak zawsze, że jeszcze je wyprzedzę, one biegną prawdopodobnie na maxa, a ja cieszę się biegiem.;)
Później na około 6km mijała mnie jakaś biegacza zziajany oddech słyszałam z daleka, zawsze podziwiam ludzi którzy wkładają tyle trudu w bieg. Ja sama biegłam na maxa chyba raz w życiu, gdy na zawodach w 3 gimnazjum udało mi się zająć pierwsze podium w życiu, wtedy na mecie prawie zemdlałam, a przynajmniej przez 15 minut dochodziłam do siebie leżąc na trawie.
Na zawodach tacy biegacze budzą we mnie respect, jednak przykro mi trochę, gdy przed metą ich często wyprzedzam.
Tak się stało i tym razem, nie pamiętam już który to był kilometr wybiegaliśmy z lasu i był zakręt w prawo tam też wyprzedziłam biegaczkę i zostawiłam ją w tyle.
Wiedziałam, że meta coraz bliżej więc mknęłam do przodu.
I stało się do mety został 1km. Przyspieszyłam – pomyślałam ‘a co mi tam’.
Przede mną biegły dwie wspomniane wyżej biegaczki.
Wyprzedziłam je i powiedziałam do nich, że już tylko 700m zostało.
Później zauważyłam biegacza, który idzie i krzyknęłam że tylko 600m żeby zaczął biec, meta jest blisko.
Na przedostatnim zakręcie przed metą starszy Pan powiedział do mnie, że mam się uśmiechnąć.
To jest niewiarygodne ile osób mi mówi i na zawodach i w życiu, gdy się nie uśmiecham chociażby na chwilę – uśmiechnij się!
Więc z szerokim uśmiechem pokonałam ostatnie 300m, wpadając na metę z czasem 39min:44s.
Jako 5 w kategorii K18 na 32. Open 12 kobieta na mecie na 118 startujących.
Później odnalazłam moje osobiste Ciasteczko i poszliśmy zjeść pyszne ciasteczka. 🙂
W końcu to taki słodki bieg, a raczej najsłodsza meta w Polsce.
Nasza dieta poszła w kosmos. Natomiast organizatorom gratulujemy świetnie zorganizowanego biegu i chcemy więcej. 🙂
Do zobaczenia w przyszłym roku!:)
Debiut w tym biegu miały buty Kalenji i szczerze to stały się moimi ulubionymi butami!
Mokre liście, błoto, podbiegi, zbiegi sa im nie strasznie i biegnie się w nich z przyjemnością!
Jestem pod wrażeniem! 🙂
Dodaj komentarz