Dzisiaj wzięłam udział w Biegu Zajączka Wielkanocnego w Poznaniu.
Bieg został zorganizowany w lesie za Maltą w okolicy Stawu Olszak 🙂
Pierwszy raz biegłam w tych okolicach, także trasy zupełnie nie znałam.
Z tego co słyszałam wcześniej miała być ciężka. 🙂
a jak była?
Wymagająca.
Podbiegi, zbiegi, wystające korzenie i takie tam inne leśne klimaty. 😉
Bardzo nie lubię biegać po takim terenie, jednak dzisiaj biegło mi się dobrze!
Sama byłam zdziwiona, że nogi w miare dają radę.
Muszę popracować nad techniką wbiegania na górki, bo zwalniam, a to nic dobrego nie przynosi. 😉
Pogoda dzisiaj mnie zaskoczyła, nie zabrałam ze sobą ani krótkich spodenek ani bluzki.
Nastawiłam się, że będzie chłodno i będzie padać więc wzięłam bluzę i kurtkę.
Było ciepło, aż za ciepło, ale lepsze to niż deszcz i mniej błota na trasie. 🙂
..ale przejdźmy już do samego biegu. 😉
Pierwsze kilometry biegło mi się w miarę dobrze, odczuwałam zmęczenie organizmu, ale dawał radę i nogi były o dziwo mocniejsze niż na ostatnich treningach, gdzie były słabiutkie.. Nie patrzyłam w ogóle jakim tempem biegnę, tak samo robię ostatnio na treningach. Zegarek pokazuje mi jaki dystans za mną, nie chcę w ogóle sobie zakrzątać tym głowy i zamartwiać, że biegnę za wolno, bo nie jestem w stanie biec szybciej. Owszem na pewno bym mogła, ale jak mam paść na trasie to lepiej przystopować, prawda? 🙂 Na 5 km zaczęły się małe komplikacje, problemy z oddychaniem, kolejny objaw który mi towarzyszy odkąd zdrowie zaczęło sie pogarszać. Ale co zrobić głeboki wdech, wydech, staram się unormować oddech i biegnę dalej, do mety co raz bliżej. 🙂 Żeby tradycji stało się zadość musiałam biec w samotności, 200 m przede mną i za mną od 6km nikogo nie było. Samotnie lubię biegać, ale na zawodach zawsze w lesie można się zgubić jak się źle pobiegnie i tego się wtedy w tej samotni obawiam. 🙂 Ale trasa była dobrze oznaczona i nie musiałam się tym dodatkowo stresować. Na ostatnich kilometrach zaczęłam marzyć o tym, żeby być już na mecie i położyć sie tuż za linią. 🙂 Jestem przeciwniczką kładzenia się po biegu i zrobiłam tak tylko raz w życiu po biegu który pamiętam do dziś (było to w gimnazjum na zawodach powiatowych, tak szybko biegłam, wybiegałam 3 miejsce i 15 minut leżałam i dochodziłam do siebie 🙂 ) Dzisiaj piorunującego tempa nie miałam, ale organizm jest tak słabiutki, że każdy wymagający bieg źle wpływa na moje samopoczucie. Na ostatnim kilometrze dogoniło mnie trzech panów, a ku mojemu zdziwieniu ukazała się biegaczka przede mną, więc postanowiłam ją wyprzedzić. Jak postanowiłam, tak też zrobiłam. 🙂 Ostatnie 200m to już jak zawsze sprint do mety, ścigałam się z jakimś biegaczem, ale szczerze to już nawet nie wiem kto dobiegł pierwszy 😀
Dystans wynosił 10km, ukończyłam go z czasem 50min 50s.
Szczerze nie spodziewałam się takiego wyniku.
Wiadomo, że ostatnio słabiej biegam, ze względu na osłabienie organizmu, z którym walczę.
Ale jak na tak wymagającą trasę to jestem pozytywnie zaskoczona wynikiem. 🙂
Z nieoficjalnych wieści podobno byłam 5 kobietą na mecie, z oficjalnych nie mogę tego potwierdzić, bo jak na razie są błędy w wynikach. 😉 Ale nie miejsce się liczy! 🙂
Piotrek prowadził dzieciaczki na biegach, żeby wiedziały gdzie pobiec. 🙂
Przy okazji zapraszam do odwiedzenia jego Fanpage’a :
Za linią mety, klik 🙂
Szymon, jeszcze raz gratuluję zajęcia 3 miejsca! 🙂
Tyle radości dzięki bieganiu! 🙂
Udało mi się w końcu poznać Kasię z bloga @Potrzebuję biegania jak powietrza. 🙂
Moje różowe strzały bardzo dobrze sprawdziły się po raz kolejny na wymagającej trasie! 🙂
Po biegu, trzeba było biegusiem do domu po święconkę. 🙂
Wesołych Świąt! 🙂